niedziela, 18 listopada 2012

01. Niespodziewany gość


,,Jesteśmy sami dla siebie największą niespodzianką."
- Paulo Coelho



S
tanęłam przed peronem dziewiątym. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Hayley, ale trudno było cokolwiek dostrzec. Mgła była tak gęsta, że można byłoby ją kroić nożem. Spojrzałam na zegarek a moja szarobrązowa sowa, Hera zaskrzeczała w klatce.
- Cicho bądź – warknęłam, ale ptaszysko mnie nie posłuchało. Wyciągnęłam z walizki jakiś zielony materiał i zakryłam klatkę, by, chociaż na chwilę uspokoić sowę. Paru ludzi spojrzało na mnie z zaciekawieniem, by zaraz potem odwrócić głowy i ruszyć w swoją stronę. Starałam się nie zwracać uwagi na ich wścibskie spojrzenia. Większość z nich to tylko zwykli ludzie śpieszący się do pracy. Niektórych z nich w ogóle nie dziwił widok grupki dzieciaków z sowami. Na przykład, pracownicy stacji w ogóle nie zwracali na nas uwagi. Po co. Byliśmy w końcu nieszkodliwi. Ja i niewielka grupka dzieciaków stała, czekając na swoją kolej, by dostać się na drugą stronę. Wśród paru osób rozpoznałam drugoroczniaków, ale większa część była tu po raz pierwszy. Jedna dziewczynka o blond włosach uplecionych w warkocz płakała, żegnając się z mamą, podczas gdy stojący obok niej chłopiec (prawdopodobnie brat małej) trzymał ręce w kieszeniach a jego zniecierpliwiony wyraz twarzy dawał do zrozumienia, że żenuje go zachowanie siostry.
Za nimi dostrzegłam idących w naszą stronę trójkę ludzi, którzy pewni siebie pchali wózki do przodu. Jeden z nich był wysokim, szczupłym chłopakiem o czarnych włosach i zielonych oczach drugi zaś podobny wzrostem do pierwszego, miał równie ciemne włosy, jednak nie zielone a brązowe oczy. Idąca z nimi dziewczyna była rudowłosa i śliczna. W przeciwieństwie do nich wydawała się bardzo sympatyczna, szła uśmiechnięta a w jej oczach widziałam podekscytowanie. Dopiero, gdy trójka ludzi podeszła bliżej nas zrozumiałam, co to za osoby. Na Merlina, przecież to dzieci Harry'ego Pottera! James, Albus i Lily! Patrzyłam się, jak trójka rodzeństwa rozmawia, przy czym dwójka braci bardzo żywo ze sobą dyskutowała, najwyraźniej o coś się spierając. Po chwili każdy z nich ustawił się przed ścianą, wziął rozbieg i przebiegł przez nią znikając mi z oczu. Potterowie to mieli szczęście. Każdy z nich był popularny w Hogwarcie i to nie tylko ze względu na osiągnięcia ich rodziców. James i Albus byli szukającymi w quidditchu a Lily, członkini kółka szachowego osiągała bardzo wysokie wyniki w nauce. Z resztą, inni członkowie rodziny również nie wypadli sroce spod ogona, jak to mówią mugole. Każdy z nich był znanym i ogólnie szanowanym Gryfonem. Samo noszenie nazwiska ''Weasley" czy ''Potter" sprawiało, że ludzie patrzyli na ciebie inaczej. Odwrotnie było z biednym Scorpiusem Malfoy'em, którego mroczna przeszłość ojca zawsze ciągnęła się za nim w szkole. Dzieci eks-Śmierciożerców nigdy nie miały łatwo. Cały Slytherin był traktowany z rezerwą jednak co najdziwniejsze i tak najgorzej traktowali nas, Puchonów. Nie rozumiałam zachowania niektórych domów. Odnosiłam wrażenie jakby mieli do nas pretensje, ale nikt nigdy nie powiedział głośno, o co. Rozważania przerwał mi nagły dźwięk odjeżdżającego pociągu. Ponownie spojrzałam na zegarek. Ten głupek spóźnia się już jakieś... No tak, to będzie pół godziny! A podobno to ja jestem niepunktualna. Nie miałam zamiaru czekać w nieskończoność. Było mi strasznie zimno, chociaż dopiero co zaczął się wrzesień. Przez ostatni tydzień ciągle padało a jakby tego było mało, dzisiejsza mgła była tak gęsta, że utrudniała mi dostrzeżenie czegokolwiek. Westchnęłam i ustawiłam się do kolejki. Trudno, spotkamy się w Hogwarcie. Nie mam zamiaru czekać aż ucieknie mi pociąg. Ściągnęłam zielony materiał z klatki sowy, schowałam z powrotem do walizki i wzięłam rozbieg. Po chwili znalazłam się po drugiej stronie stacji, gdzie o dziwo również dostrzegłam gęstą jak śmietana mgłę. Z deszczu pod rynnę, jak mówi moja mama. Ruszyłam do przodu, przepychając się przez rozentuzjazmowany tłum uczniów i po pewnym czasie wsiadłam do starej, buchającej parą lokomotywy gotowej, by zawieść mnie z powrotem do szkoły.

- Przepraszam, przepraszam! - przepychając się za pomocą łokci udało mi się przejść przez tłum słabo rozgarniętych pierwszaków i dojść do jednego z pustych przedziałów. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Usiadłam na miękkim, obitym czerwonym materiałem siedzeniu i zdjęłam kurtkę. Rozprostowałam nogi i wyłamałam sobie palce u rąk. Trzaskanie kostek zawsze mnie rozluźniało. Byłam sama w przedziale co dodatkowo mnie ucieszyło. Chwila relaksu i spokoju. Powinnam wykorzystać okazję i zająć się czymś przyjemnym. Wyjęłam z kurtki malutki skrawek papieru, który po rozwinięciu okazał się moją ulubioną gazetą dla młodych czarodziejek- ,,Światem Wiedźm". Spojrzałam na okładkę, na której pod dużymi, drukowanymi literami znajdywało się ruchome zdjęcie Julii Schnell, absolwentki Jasnogórskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Polsce, należącej do niemieckiej drużyny quidditicha. Po skończeniu szkoły wyjechała z kraju, wzięła ślub i pojechała do Niemiec, gdzie teraz mieszkała i pracowała. Spojrzałam na jej jasne, głęboko osadzone oczy i idealnie gładką cerę, którą okalały ciemne pasma włosów. Była prawdziwą pięknością, miała niezbyt duże, ale pełne usta, prosty nos, delikatnie zaznaczone kości policzkowe oraz wysokie czoło.  Za rok mają odbywać się międzynarodowe zawody w quidditichu, może namówię tatę i pojedziemy na nie? Chciałabym zobaczyć ją na żywo, mam nadzieję, że weźmie w tym udział. Jedna z dziennikarek Świata Wiedźm przeprowadziła z nią wywiad na stronie czwartej. Zaczęłam go czytać, podczas gdy lokomotywa zapiszczała i ruszyła leniwie przed siebie. Siedziałam spokojnie na siedzeniu, zajmując się gazetą i słysząc rozmowy ludzie na korytarzu. Mój przedział mijało parę osób, ale na szczęście żaden z nich nie zainteresował się moją osobą. Przerzuciłam kartkę na stronę piętnastą. ,,Luksusowe różdżki dla młodych czarodziejek w różnych kolorach"? Różowe, zielone, białe... Jedna nawet w panterkę! Spojrzałam na ceny i z wrażenia odłożyłam gazetę na bok. Czego to ludzie nie wymyślą, by zarobić! A chciwość i pychę zawsze przypisują mugolom. Od czasów Wojny świat czarodziejów bardzo się zmienił. Wszystko poszło do przodu, zupełnie jak świat nie-magicznych ludzi. Mój ojciec, który chodził do Hogwartu razem z Harry'm Potterem wiele razy opowiadał mi o tym jak wszystko wyglądało za jego czasów. Hogwart z przed i po Wojnie dzieli przepaść. Teraz wszystko stało się strasznie... ,,Mugolskie''. Być może to sprawka tego, że w ostatnich latach coraz więcej dzieci mugoli jest przyjmowanych do szkoły? Kiedy byłam w pierwszej i drugiej klasie niewiele było dzieci bez, choćby jednego rodzica czarodzieja. Nie wiem czy wyliczyłabym więcej osób niż mam palców u rąk. Jednym z takich przykładów jest, chociażby Dominique, moja koleżanka z pokoju. Osobiście nigdy nie miałam nic do mugoli, sama nie jestem czystej krwi czarodziejką. Rodzina mojej mamy jest nie-magiczna. Od kołyski byłam wychowywana w typowo ,,mugolskich'' warunkach, obchodziłam typowe ,,mugolskie'' święta i miałam ,,mugolskich'' przyjaciół. W odwrotnej sytuacji była moja przyjaciółka, Hayley, której cała rodzina od strony matki i ojca jest czarodziejami. Trudno jej zrozumieć mugoli. Czasami jest straszną ignorantką, ale to nie jej wina.


Właściwie to ciekawe, gdzie teraz jest? Powinnam ją znaleźć i ochrzanić za to , że o mnie zapomniała. Wstałam, by wyjść i poszukać Hayley, gdy usłyszałam jakiś męski głos z końca korytarza. Otworzyłam drzwi i wysunęłam głowę, by zobaczyć, kto tak hałasuje. Zauważyłam wysokiego, szczupłego chłopaka o rudej czuprynie, który wchodził do innych przedziałów, najwyraźniej czegoś szukając. To chyba Arthur Weasley, brat Freda, jeśli się nie mylę. Usłyszałam śmiechy, a po chwili chłopak wyszedł z kolejnej przegródki, więc miałam okazję zobaczyć jego twarz. Tak, to on. Wróciłam do środka, by mnie nie zobaczył. Jakoś opuściła mnie ochota na opieprzenie Hayley. Usiadłam z powrotem na siedzeniu i spojrzałam się w okno. Mijany przeze mnie świat był skąpany w bieli mgły. Pola, jeziora i góry- wszystko to teraz nie było w zasięgu mojego wzroku. Westchnęłam cicho, wracając do gazety. Muszę się zaraz przebrać, w taką pogodę nie uda mi się dostrzec czy zbliżamy się do Hogwartu. Nie zdążyłam jednak nawet nic zrobić, gdy usłyszałam pukanie dochodzące z mojej prawej strony. Podniosłam głowę do góry i dostrzegłam Arthura Wesleay'a, który spoglądał na mnie. Otworzył drzwi i zapytał się:
- Wolne? Mogę się dosiąść?
Nie, nie możesz. Idź stąd.
- Tak, jasne... - odpowiedziałam zamiast tego a on wszedł. Brawo Leslie, nici z czytania. Arthur wpakował się do środka i usiadł naprzeciwko mnie. Spojrzał w okno, a potem na mnie. W odpowiedzi zwiesiłam głowę, wpatrując się w treść gazety. O, artykuł o dziesięciu najlepszych graczach qudditcha. Interesujące.
- Arthur Weasley - powiedział nagle a ja spojrzałam na jego wyciągniętą ku mnie dłoń. Zaskoczona zamrugałam kilkakrotnie, przetwarzając informacje. Dopiero po kilku sekundach odpowiedziałam.
- Tak, wiem.
Przecież chodzimy na te same zajęcia idioto, pomyślałam. Nie musisz mi się przedstawiać!
- Słyszałaś o mnie?
Cofnął rękę, a ja odsunęłam gazetę na bok i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Jedziesz pierwszy raz do Hogwartu? - zapytał ponownie.
- Co? Nie
- Nie?A  wyglądasz na pierwszą klasę. To do której teraz idziesz?
Idiota. To kompletny kretyn. Chodzę z nim od kilku lat do szkoły, a on nawet nie wie jak się nazywam!
- Czwartej... To znaczy, teraz idę do czwartej- odpowiedziałam, nadal nie dowierzając, że mnie nie rozpoznał. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem mimo, że jego głupota mnie nieco irytowała.
- Naprawdę? To tak jak ja. Czekaj... No tak! Jesteś Leslie, nie poznałem Cię. To przez te okulary.
Odparł, a ja zdjęłam je. Ten mały przedmiot naprawdę tak zmienił mój wygląd? Spojrzałam na swoje brązowe oprawki i plastikowe szkła. Faktycznie, mogłam wyglądać nieco inaczej. Rodzice też mi mówili, że w okularach inna ze mnie dziewczyna. Nic dziwnego, że mnie nie poznał, facetów naprawdę łatwo oszukać. Poza tym ja i Arthur nigdy ze sobą nie gadamy, w ogóle się nie znamy i nie spędzamy ze sobą czasu. Był dla mnie obcym człowiekiem. Po zastanowieniu się byłam skłonna wybaczyć mu jego błąd.
- Teraz lepiej, faktycznie to ty - powiedział, widząc mnie bez okularów- Ravenclaw, prawda?
Założyłam je z powrotem i odpowiedziałam, nieco bardziej gniewnie.
- Hufflepuff.
Nie, jednak to idiota. Albo sobie ze mnie drwi albo naprawdę jest tak głupi. Nagle zapragnęłam opuścić przedział i już szykowałam już jakąś dogodną wymówkę, by to zrobić, gdy Arthur niespodziewanie wyjął coś ze swojej ciemnozielonej kurtki. Była to mała, zawinięta kilkakrotnie karteczka na której zobaczyłam jakieś brzydkie, koślawe pismo. Pochylił się by przeczytać co jest tam napisane. Wzięłam z powrotem gazetę i otworzyłam   artykuł o dziesięciu najlepszych graczach quidditicha. Na miejscu dziesiątym, Hanna Crawely. Chyba chodziła kiedyś do Hufflepuffu, jeśli dobrze pamiętam. Gra na pozycji pałkarza. Spojrzałam dyskretnie w stronę Arthura, który miał ściągnięte brwi i zmrużone oczy. Na jego czole pojawiła się pionowa kreska. Pokręciłam głową i wróciłam do artykułu. Jego skupienie mnie rozbrajało. Wyglądało na to, że to sprawa życia i śmierci. Spojrzałam na miejsce dziewiąte. Georgiana Bingley. Nie no, nie zniosę tego. Odłożyłam gazetę na bok i zapytałam Arthura:
- Coś się stało?
Spojrzał na mnie zaskoczony, a z jego czoła zniknęła pionowa kreska między brwiami.
- Nie mogę tego odczytać.
Odpowiedział. Pokiwałam głową. I co teraz, powinnaś chyba się zapytać czy możesz jakoś mu pomóc. A co jeśli się nie zgodzi? I powie, żebym pilnowała swojego nosa?Nie, przestań. To jest Arthur, co jak co ale on tak nie odpowie...
A nawet jeśli, to przynajmniej nie będziesz musiała dłużej się przejmować jego problemem.
- Może ja dam radę to przeczytać - zaczęłam - jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko.
Uśmiechnął się i odpowiedział.
- Nie, jasne, że nie! Dzięki - dał mi kartkę, lecz, zanim ją wzięłam spojrzał mi się głęboko w oczy i z poważnym wyrazem twarzy dodał- ale obiecaj, że nikomu nie powiesz co tam jest.
- Nie no, jasne.
- To niespodzianka na dzisiejszy wieczór- uśmiechnął się tajemniczo a jego jasnoniebieskie oczy zalśniły. Puścił kartkę a ja spojrzałam na nią. Podobnie jak on przed chwilą zmrużyłam oczy by odczytać te bazgroły, mimo, że miałam okulary.
- Co za lekarskie pismo - mruknęłam.
- Co?
- Nie, nic... - odpowiedziałam mu. To coś musiał pisać jakiś mugolski lekarz, takich hieroglifów w życiu nie widziałam. Pismo było pochylone w prawo, a długie litery wywijały się pod dziwnym kątem zajmując połowę strony.
- To jakaś instrukcja?
- Tak, można tak powiedzieć.
- Aha. No dobra, to chyba będzie tak...
Pochylił się w moją stronę a ja zaczęłam powoli odczytywać każde słowo. Rozgryzienie tej instrukcji zajęło mi kilka minut. Kiedy skończyłam, oddałam mu kartkę, a on spojrzał na mnie i roześmiał się.
- Dzięki za pomoc - powiedział - jesteś mistrzem, Leslie.
Uśmiechnęłam się na ten niespodziewany komplement.
- Nie ma sprawy - odparłam, w momencie gdy do przedziału weszła wysoka brunetka o śniadej cerze, ubrana w czerwony płaszcz. Spojrzała się na nas swoimi ciemnobrązowymi oczami i uśmiechając się, powiedziała:
- Cześć.
- Domi? Cześć! - na mojej twarzy również zagościł szeroki uśmiech. Moja koleżanka z pokoju, Dominique Pleavin jakimś cudem znalazła mnie w tym wielkim pociągu. Ulżyło mi, że nie będę musiała zostać sama z Arthurem w przedziale.
- O, Arthur- spojrzała zaskoczona a potem dodała- Fred Cię szuka, jest na drugim końcu korytarza.
Na tę wiadomość chłopak wstał szybko z miejsca. Założył kurtkę, zgiął kartkę i wrzucił do kieszeni.
- Naprawdę? Na końcu korytarza? Dzięki Domi! - powiedział i otworzył drzwi by wyjść, gdy nagle odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Do wieczora- rzucił tajemniczo, puścił perskie oko i wyszedł z przedziału.
Domi usiadła na jego miejscu i obdarzyła mnie głupkowatym uśmiechem.
- Do wieczora? - powtórzyła, a ja tylko wzruszyłam ramionami i wróciłam do lektury, nagle nie mogąc doczekać się końca podróży.

~*~*~*~
Witam :D A oto obiecany rozdział! Jak Wam się podoba? Tym razem napisałam więcej ale mam nadzieję, że nie za dużo i Was nie zanudziłam. Już troszeczkę ogarnęłam blogspota i w sumie nie taki diabeł straszny. Jestem przyzwyczajona do onetu dlatego blogspot to dla mnie nowość. No nic, będę kończyła. Nie wiem za ile pojawi się kolejny rozdział bo w tym tygodniu czekają mnie próbne matury. Trzeba się pouczyć :] postaram się napisać go jak najszybciej.

Pozdrawiam, Alex.

10 komentarzy:

  1. Huhuhu, widzę, że Arthur zachowuje się niczym rasowy podrywacz ;D Niby nie kojarzy imienia, nie wie, o co chodzi, jednak perskie oczko puszcza! Ale tak na poważnie to podziwiam, że przydzieliłaś (albo raczej Tiara, no ale pod Twoje dyktando) postać do Hufflepuff'u, ponieważ rzadko spotykam opowiadania, których akcja dotyczy tego właśnie domu.
    Dziękuję za komentarz na moim blogu :) i nie martw się, też na początku nie ogarniałam blogspota, ale teraz myślę, iż jest o wiele lepszy od onetu.
    Pozdrawiam
    + dodaję do linków na mojej stronie!

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie ja też rzadko spotykam się w opowiadaniach HP o Puchonach, uważam, że są bardzo niedoceniani dlatego dałam szansę temu domowi. Chcę pokazać, że to też fajni ludzie :D
    Ja też uważam, że blogspot jest lepszy niż onet chociaż naprawdę dużo czasu zajęło mi przekonaniu się o tym.
    Dziękuję za komentarz, pozdrawiam i również dodaję do linków ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam i jestem ciekawa co będzie dalej. Pisz szybko CD. Podoba mi się postać Arthura. Zgadzam się w pełni z poprzedniczką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie:) Mało kto pisze o Puchonach, co sprawia, że jest oryginalne. I podoba mi się również, że kreujesz nowe postaci.
    Jedyne co mi przeszkadza, to że przez ten szablon trochę kiepsko się czyta. Może mogłabyś trochę przyciemnić albo pogrubieć czcionkę? :)

    Pozdrawiam, dodaję do linków i proszę o informowanie o nowych notkach! :)

    Przy okazji zapraszam na mojego bloga:)
    http://who-will-protect-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za miłe komentarze <3

    Kurczę, nie wiem czy będę umiała to naprawić bo szczerze to ściągnęłam go z innego bloga i chyba nie mogę go zmieniać ^^. Postaram się znaleźć jakieś rozwiązanie.

    Również pozdrawiam, dodaję do linków (odwiedziłam Twojego bloga)i z chęcią będę informować :p

    OdpowiedzUsuń
  6. No trudno, w takim razie będę musiała się przyzwyczaić :)

    I dziękuję za dodanie do linków! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znalazłam nigdzie zakładki ,,spam", więc chyba napiszę tutaj. Tadam! Pierwszy rozdział na http://prawdziwy-diament.blogspot.com/ :) Przepraszam za małe opóźnienie, zresztą mam dobre wyjaśnienie. Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj!

    Cieszę się, że nie jest to kolejne opowiadanie o miłości Rose i synu Draco. Tego bym chyba nie przeżyła.
    Szkoda,że na twoim bogu znajdują się dopiero dwa wpisy, bo mam ogromną ochotę na więcej! :)
    Coś mi się wydaje, że będę tutaj częściej wpadać.
    Mam tylko jedno małe zastrzeżenie. Czy mogłabyś troszkę zmniejszyć przeźroczystość tła posta? Litery w pewnych momentach zlewają się z wzorkami na tle( Bardzo mi się podoba!) i utrudnia to czytanie.
    Zapraszam również na moje 2 blogi :http://should-be-together.blogspot.com/ i nadzieja-odeszla.blogspot.com
    Możesz mnie informować o nowościach?
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj uwierz mi z chęcią chciałabym zmienić tę przezroczystość tła ale prawda jest taka, że nie umiem :( ja w ogóle się nie znam na blogach, ten szablon sobie tylko ściągnęłam i nic nie musiałam ustawiać nawet :D
      Z chęcią zajrzę na Twoje blogi i na pewno będę informować. Również pozdrawiam.

      Usuń
    2. Może to się przyda : http://by-elfaba.blogspot.com/2012/11/23-style-css-kartystrony.html Jest tam wytłumaczone jak zmienić np. przeźroczystość tła i można dowolnie bawić się szablonem. O dziwo nawet ja załapałam o co chodzi. :)

      Usuń

Obserwatorzy