,,Uśmiech to pół pocałunku."
-Kornel Makuszyński
-Kornel Makuszyński
Mgła na dworze zaczęła się przerzedzać, a gdy nasza podróż pociągiem dobiegła końca, zostały tylko jej nieliczne ślady. Już z oddali witały nas potężne mury Hogwartu, których jasne światła zdawały się być bezpieczną przystanią wśród bezbrzeżnej ciemności lasu.
Nasz
powóz prowadzony przez Testrale sunął powoli przed siebie, podskakując co chwila na nierównej ścieżce. Istoty te mknęły na drodze, w ogóle nie przejmując się wybojami. Były one chudymi szkieletami o posturze konia i smoczej głowie, których skórę pokrywała czarna jak węgieł smoła. Duże, białe oczy pozbawione były źrenic, a ich puste spojrzenia przyprawiały o gęsią skórkę. Wyglądały jak piekielna wersja pegaza, mimo że się od nich różniły chociażby wielkimi, błoniastymi skrzydłami na grzbiecie. Musiały być przerażające. Tak przynajmniej je sobie zawsze wyobrażałam na podstawie wiedzy z książek, bo w rzeczywistości wcale ich tam nie widziałam.
- Na co się tak patrzysz? - usłyszałam niewyraźny głos Dominique i odwróciłam się w jej stronę. W ustach trzymała spinki, usiłując upiąć w koka swoje gęste, długie włosy.
- Daj, pomogę ci- zaoferowała Martha. Dominique odwróciła się plecami do Marthy, a ta wzięła jej włosy i zaczęła je układać. Tak się akurat złożyło, że po wyjściu z pociągu spotkałyśmy swoje koleżanki z pokoju i teraz jechałyśmy z nimi powozem. Martha była niską, szczuplutką szatynką o zielonych oczach i żywym usposobieniu. Pomocna, miła i otwarta na ludzi stanowiła wzór cnót Helgi Hufflepuff, podobnie jak nasze dwie inne towarzyszki - bliźniaczki Ann i Elizabeth. Pierwsza z sióstr siedziała obok mnie, czytając ,,Świat Wiedźm", a jej prosta, blond grzywka wpadała jej do brązowych oczu. Elizabeth zaś, mimo podobnych rysów twarzy wydawała się kompletnym przeciwieństwem Ann. Miała długie włosy w tym samym kolorze co ona jednak jej oczy były niebieskie, a twarz nieco bardziej pociągła. Z charakteru była bardziej zawzięta niż siostra i to ona dominowała w tym duecie. Domi powtórzyła swoje pytanie, a ja oderwałam się od swoich myśli.
- Na nic - odparłam, czerwieniąc się lekko. Dziewczyna musiała zauważyła zmianę koloru na mojej twarzy, bo zaraz z szerokim uśmiechem, zapytała.
- Może szukasz tam Arthura, co?
Parsknęłam śmiechem.
- Tak Domi, oczywiście.
Elizabeth spojrzała z zaciekawieniem na brunetkę.
Elizabeth spojrzała z zaciekawieniem na brunetkę.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytała.
- No właśnie ? - dołączyła do niej Martha.
O nie, tylko nie to.
- Arthur podrywał Leslie w pociągu - powiedziała Dominique, a ja przewróciłam oczami.
- Arthur? Weasley? - upewniła się blondynka, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech- Uuu...
Westchnęłam głośno. Zaczęło się.
- No - przyznała Dominique, a w tym momencie Ann skończyła przeglądać gazetę. Oddała mi ją i poprawiła okulary na swoim nosie.
- Co ,,uuu" ? - zapytała.
- Leslie wyrwała Weasley'a - wyjaśniła Elizabeth.
- Nieprawda- odpowiedziałam, czując jak mimowolnie się rumienię - ja nikogo nie ,,wyrwałam''.
- Taaak no pewnie- powiedziała Domi, uśmiechając się porozumiewawczo a reszta dziewczyn wybuchła śmiechem. Czerwona jak burak, zwiesiłam głowę, szukając artykułu którego ostatnio nie dokończyłam jednak nie dane było mi czegokolwiek przeczytać ponieważ Elizabeth wyrwała mi gazetę z rąk i do końca podróży nie chciała mi jej oddać.
- Później to poczytasz - stwierdziła.
Wcale nie zamierzały mi odpuszczać.
Urażona, prawie wcale nie odzywałam się przez resztę podróży czekając aż nasz powóz dojedzie do Hogwartu. Las stopniowo zaczął się przerzedzać, a inne powozy przed nami zwalniać. Budynek szkoły wyłonił się z gąszczu drzew, częściowo zasłonięty przez opadającą, białą mgłę. Jego potężne wieże stały dumnie i wielkie tuż nad naszymi głowami, a światła w oknach zachęcały nas do jak najszybszego schronienia się w murach szkoły.
- Leslie, obraziłaś się? - zapytała niespodziewanie Dominique, w momencie gdy nasza podróż dobiegała końca.
- Nie - zaprzeczyłam, co nie do końca było zgodne z prawdą. Byłam zażenowana i zawstydzona gdy dziewczyny śmiały się ze mnie, chociaż wiedziałam, że nie miały nic złego na myśli.
- Na pewno? - ponownie zadała mi pytanie, a nasz powóz się zatrzymał. Spojrzałam na nią i dostrzegłam w jej spojrzeniu troskę.
- Tak, na pewno - powiedziałam i wyszłam z pojazdu. Na dworze było już ciemno a przecież było około osiemnastej. Rozejrzałam się i dostrzegłam wokół siebie innych uczniów, którzy przybrani w mundurki z Hogwartu wychodzili z wozów. Rozmawiali ze sobą i śmiali się w ogóle nie przejmując się zimnem na dworze. Czy tylko ja miałam ochotę uciec stąd do środka?
- Brr, chciałabym wypić teraz kakao - powiedziała Dominique, stając obok mnie. Zapięła się aż po samą szyję jednak mimo to nadal było jej zimno. Przynajmniej nie marzłam jako jedyna.
- Kakao? Proszę cię. Znam lepszy sposób na ogrzanie się - powiedziałam a brunetka spojrzała na mnie wyczekująco - wystarczy jedna lekcja z Owisem a do końca dnia będzie ci gorąco.
Dominique na te słowa wybuchła śmiechem, tak samo jak ja. Carol Owis był naszym starym, łysiejącym nauczycielem od OPCM (Obrony Przed Czarną Magią), który od pierwszej lekcji miał wyraźną słabość do mojej przyjaciółki. Zawsze traktował ją ulgowo,do reszty odnosząc się w dosyć chłodny sposób. Naprawdę lubił Dominique. Kazał jej nawet siedzieć w pierwszej ławce, bo gdy byłyśmy w pierwszej klasie nosiła okulary i Owis nie chciał by ,,miała problemy z przepisywaniem z tablicy''. Osobiście był mi obojętny, chociaż ze wzgląd na to, że przyjaźniłam się z Dominique traktował mnie troszeczkę cieplej niż resztę osób w klasie. ,,Troszeczkę''.
Ona sama na przejawy sympatii z jego strony uśmiechała się grzecznie, usiłując powstrzymać śmiech co Owis uznawał chyba jako objaw jej zainteresowania bo wtedy zawsze zamiast dać jej spokój, podchodził jeszcze bliżej jej ławki, opierając się swoimi pulchnymi palcami o blat i pochylając się w jej stronę. Inni uczniowie zdecydowanie go nie lubili i wyśmiewali się z Owisa za jego plecami, zwłaszcza z wielkiego nosa, malutkiej głowy i stylu ubierania się. Ludzie uważali, że jest przebiegły i wredny. Jego bystre oczy w kolorze piwa zawsze bacznie lustrowały klasę, a niski, tubalny głos potrafił zgromić niejednego z przeszkadzających mu uczniów. Nawet Arthur Weasley i jego kumple musieli powstrzymywać się na jego lekcjach w przeciwnym razie odejmował punkty Gryffindorowi. Jak się nietrudno domyślić, Hufflepuff zawsze zyskiwał po zajęciach z nim.
- Weź przestań, to jakaś masakra - mruknęła Domi, a ja się uśmiechnęłam. Po chwili stania na dworze z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, zwiastujące kolejną ulewę więc mieliśmy dużo szczęścia gdy niespodziewanie otwarto przed nami bramy Hogwartu i mogliśmy wejść do środka.
- Później to poczytasz - stwierdziła.
Wcale nie zamierzały mi odpuszczać.
Urażona, prawie wcale nie odzywałam się przez resztę podróży czekając aż nasz powóz dojedzie do Hogwartu. Las stopniowo zaczął się przerzedzać, a inne powozy przed nami zwalniać. Budynek szkoły wyłonił się z gąszczu drzew, częściowo zasłonięty przez opadającą, białą mgłę. Jego potężne wieże stały dumnie i wielkie tuż nad naszymi głowami, a światła w oknach zachęcały nas do jak najszybszego schronienia się w murach szkoły.
- Leslie, obraziłaś się? - zapytała niespodziewanie Dominique, w momencie gdy nasza podróż dobiegała końca.
- Nie - zaprzeczyłam, co nie do końca było zgodne z prawdą. Byłam zażenowana i zawstydzona gdy dziewczyny śmiały się ze mnie, chociaż wiedziałam, że nie miały nic złego na myśli.
- Na pewno? - ponownie zadała mi pytanie, a nasz powóz się zatrzymał. Spojrzałam na nią i dostrzegłam w jej spojrzeniu troskę.
- Tak, na pewno - powiedziałam i wyszłam z pojazdu. Na dworze było już ciemno a przecież było około osiemnastej. Rozejrzałam się i dostrzegłam wokół siebie innych uczniów, którzy przybrani w mundurki z Hogwartu wychodzili z wozów. Rozmawiali ze sobą i śmiali się w ogóle nie przejmując się zimnem na dworze. Czy tylko ja miałam ochotę uciec stąd do środka?
- Brr, chciałabym wypić teraz kakao - powiedziała Dominique, stając obok mnie. Zapięła się aż po samą szyję jednak mimo to nadal było jej zimno. Przynajmniej nie marzłam jako jedyna.
- Kakao? Proszę cię. Znam lepszy sposób na ogrzanie się - powiedziałam a brunetka spojrzała na mnie wyczekująco - wystarczy jedna lekcja z Owisem a do końca dnia będzie ci gorąco.
Dominique na te słowa wybuchła śmiechem, tak samo jak ja. Carol Owis był naszym starym, łysiejącym nauczycielem od OPCM (Obrony Przed Czarną Magią), który od pierwszej lekcji miał wyraźną słabość do mojej przyjaciółki. Zawsze traktował ją ulgowo,do reszty odnosząc się w dosyć chłodny sposób. Naprawdę lubił Dominique. Kazał jej nawet siedzieć w pierwszej ławce, bo gdy byłyśmy w pierwszej klasie nosiła okulary i Owis nie chciał by ,,miała problemy z przepisywaniem z tablicy''. Osobiście był mi obojętny, chociaż ze wzgląd na to, że przyjaźniłam się z Dominique traktował mnie troszeczkę cieplej niż resztę osób w klasie. ,,Troszeczkę''.
Ona sama na przejawy sympatii z jego strony uśmiechała się grzecznie, usiłując powstrzymać śmiech co Owis uznawał chyba jako objaw jej zainteresowania bo wtedy zawsze zamiast dać jej spokój, podchodził jeszcze bliżej jej ławki, opierając się swoimi pulchnymi palcami o blat i pochylając się w jej stronę. Inni uczniowie zdecydowanie go nie lubili i wyśmiewali się z Owisa za jego plecami, zwłaszcza z wielkiego nosa, malutkiej głowy i stylu ubierania się. Ludzie uważali, że jest przebiegły i wredny. Jego bystre oczy w kolorze piwa zawsze bacznie lustrowały klasę, a niski, tubalny głos potrafił zgromić niejednego z przeszkadzających mu uczniów. Nawet Arthur Weasley i jego kumple musieli powstrzymywać się na jego lekcjach w przeciwnym razie odejmował punkty Gryffindorowi. Jak się nietrudno domyślić, Hufflepuff zawsze zyskiwał po zajęciach z nim.
- Weź przestań, to jakaś masakra - mruknęła Domi, a ja się uśmiechnęłam. Po chwili stania na dworze z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, zwiastujące kolejną ulewę więc mieliśmy dużo szczęścia gdy niespodziewanie otwarto przed nami bramy Hogwartu i mogliśmy wejść do środka.
Dziewczyna o
brązowych włosach szła prosto korytarzem, mijając grupki rozmawiających ze sobą uczniów. Jej długi płaszcz w kolorze czerni uderzał mijanych przez nią ludzi, ale nie zwracała na nich większej uwagi. Tak jak zawsze, gdy gdzieś się śpieszyła.
Uśmiechnęłam się widząc jak szatynka energicznym krokiem zmierza do Wielkiej Sali.
- Hej, Prewett! - krzyknęłam, a postać odwróciła się. Stałam prawie przy końcu korytarza, czekając aż przyjaciółka natrafi na mnie wzrokiem.Podniosłam rękę do góry by łatwiej było jej mnie znaleźć. Szukała chwilę, stając na palcach by wypatrzeć mnie z tłumu i uśmiechnęła się gdy mnie dostrzegła. Musiała przeciskać się przez chmarę czarnych szat blokujących korytarz.
- Leslie!
- Hayley!
Na naszych twarzach widniały szerokie uśmiechy. Stojący obok nas starszacy z Ravenclawu spojrzeli się na nas z zaciekawieniem.
- Co ty tutaj robisz mugolu? - zapytała Hayley, poprawiając swoje okulary w czarnej oprawce.
- Idę na początek roku szkolnego, Śliskiogonie- odparłam.
- Pff, chyba ci się miejsca pomyliły. Wracaj lepiej do mugolskiej szkoły.
- Ja? Chyba ty, pseudo arystokratko - powiedziałam, a starszacy zaczęli coś szeptać między sobą. Zerknęłam na nich dyskretnie i zauważyłam w ich oczach zainteresowanie naszą rozmową. Ciekawe czy myślą, że to kolejna kłótnia między domem Węża a Puchonami? Nie tym razem - a tak w ogóle to jak śmiałaś spóźnić się na pociąg? Czekałam pół godziny!
- Co? Przecież wysłałam ci sowę, że się spóźnię, tępaku.
- Nic do mnie nie przyszło - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad prawdziwością jej słów. Zmierzyłam ją podejrzliwym wzrokiem- wysyłałaś coś w ogóle?
- Noo tak - odpowiedziała, nie tak już pewna siebie.
- Hayley?
Cisza.
- Wiedziałam! Ty podła, Ślizgońska małpo! Prawie bym się przez ciebie spóźniła!
- Ej, ale nic się nie stało, prawda?
Uderzyłam ją w ramię, a ona mi oddała. Do kolacji zostało nam jakieś półgodziny. Postanowiłyśmy przejść się w jakieś spokojniejsze miejsce gdzie jest mniej osób i nie trzeba się przekrzykiwać by usłyszeć drugą osobę. Ruszyłyśmy w stronę schodów, mijając po drodze obgadującą nas grupkę Krukonów. Hayley nie zaszczyciła ich nawet jednym spojrzeniem, a ja odwróciłam głowę w drugą stronę, natrafiając na wzrok jednego z nich. Najwidoczniej liczyli na rozrywkę w postaci jakiejś kłótni ale srodze się rozczarowali. Hayley i ja byłyśmy przyjaciółkami od ponad pięciu lat. Poznałyśmy się na magicznym obozie gdy byłyśmy małymi dziewczynkami i od tego czasu trzymamy się razem, mimo że jesteśmy w dwóch innych domach, które... No, delikatnie mówiąc nie przepadają za sobą.
- Jak minęła ci podróż? - zapytałam, mijając salę od transmutacji.
- Dobrze - odpowiedziała - chociaż przez widzimisię Abi spóźniłybyśmy się na pociąg.
- Jakie widzimisię?- spojrzałam na nią a ona westchnęła. Abigail była jej młodszą siostrą która w tym roku zaczynała naukę w Hogwarcie. Była niezwykle podobna do Hayley ale jedynie z wyglądu - tak jak ona miała ciemne włosy i oczy oraz prosty, lekko zadarty nos. Z charakterem jednak było zupełnie inaczej. Hayley i Abigail były niczym ogień i woda- ich spotkania zawsze kończyły się kłótnią.
Szatynka westchnęła:
- Godzinę przed pociągiem nagle stwierdziła, że ona nie chce jechać do Hogwartu. Zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy i powiedziała, że woli iść do szkoły we Francji, Beax... Beaxubat? No wiesz...
Uśmiechnęłam się widząc jak szatynka energicznym krokiem zmierza do Wielkiej Sali.
- Hej, Prewett! - krzyknęłam, a postać odwróciła się. Stałam prawie przy końcu korytarza, czekając aż przyjaciółka natrafi na mnie wzrokiem.Podniosłam rękę do góry by łatwiej było jej mnie znaleźć. Szukała chwilę, stając na palcach by wypatrzeć mnie z tłumu i uśmiechnęła się gdy mnie dostrzegła. Musiała przeciskać się przez chmarę czarnych szat blokujących korytarz.
- Leslie!
- Hayley!
Na naszych twarzach widniały szerokie uśmiechy. Stojący obok nas starszacy z Ravenclawu spojrzeli się na nas z zaciekawieniem.
- Co ty tutaj robisz mugolu? - zapytała Hayley, poprawiając swoje okulary w czarnej oprawce.
- Idę na początek roku szkolnego, Śliskiogonie- odparłam.
- Pff, chyba ci się miejsca pomyliły. Wracaj lepiej do mugolskiej szkoły.
- Ja? Chyba ty, pseudo arystokratko - powiedziałam, a starszacy zaczęli coś szeptać między sobą. Zerknęłam na nich dyskretnie i zauważyłam w ich oczach zainteresowanie naszą rozmową. Ciekawe czy myślą, że to kolejna kłótnia między domem Węża a Puchonami? Nie tym razem - a tak w ogóle to jak śmiałaś spóźnić się na pociąg? Czekałam pół godziny!
- Co? Przecież wysłałam ci sowę, że się spóźnię, tępaku.
- Nic do mnie nie przyszło - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad prawdziwością jej słów. Zmierzyłam ją podejrzliwym wzrokiem- wysyłałaś coś w ogóle?
- Noo tak - odpowiedziała, nie tak już pewna siebie.
- Hayley?
Cisza.
- Wiedziałam! Ty podła, Ślizgońska małpo! Prawie bym się przez ciebie spóźniła!
- Ej, ale nic się nie stało, prawda?
Uderzyłam ją w ramię, a ona mi oddała. Do kolacji zostało nam jakieś półgodziny. Postanowiłyśmy przejść się w jakieś spokojniejsze miejsce gdzie jest mniej osób i nie trzeba się przekrzykiwać by usłyszeć drugą osobę. Ruszyłyśmy w stronę schodów, mijając po drodze obgadującą nas grupkę Krukonów. Hayley nie zaszczyciła ich nawet jednym spojrzeniem, a ja odwróciłam głowę w drugą stronę, natrafiając na wzrok jednego z nich. Najwidoczniej liczyli na rozrywkę w postaci jakiejś kłótni ale srodze się rozczarowali. Hayley i ja byłyśmy przyjaciółkami od ponad pięciu lat. Poznałyśmy się na magicznym obozie gdy byłyśmy małymi dziewczynkami i od tego czasu trzymamy się razem, mimo że jesteśmy w dwóch innych domach, które... No, delikatnie mówiąc nie przepadają za sobą.
- Jak minęła ci podróż? - zapytałam, mijając salę od transmutacji.
- Dobrze - odpowiedziała - chociaż przez widzimisię Abi spóźniłybyśmy się na pociąg.
- Jakie widzimisię?- spojrzałam na nią a ona westchnęła. Abigail była jej młodszą siostrą która w tym roku zaczynała naukę w Hogwarcie. Była niezwykle podobna do Hayley ale jedynie z wyglądu - tak jak ona miała ciemne włosy i oczy oraz prosty, lekko zadarty nos. Z charakterem jednak było zupełnie inaczej. Hayley i Abigail były niczym ogień i woda- ich spotkania zawsze kończyły się kłótnią.
Szatynka westchnęła:
- Godzinę przed pociągiem nagle stwierdziła, że ona nie chce jechać do Hogwartu. Zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy i powiedziała, że woli iść do szkoły we Francji, Beax... Beaxubat? No wiesz...
- Beauxbatons? - podpowiedziałam, a ona pokiwała głową.
- No właśnie! Pół godziny zajęło nam przekonywanie jej, że ma jechać, a ona i tak nie chciała więc tata zagroził, że wyśle ją do mugolskiej szkoły.
Parsknęłam śmiechem.
- I co ona na to?
- Rozpłakała się.
Słysząc to ponownie zaczęłam się śmiać, a Hayley poszła w moje ślady. Rozmawiałyśmy chwilę, stojąc przy schodach prowadzących na dół, do lochów Ślizgonów. Opierałam się o poręcz i rozglądałam się, przyzwyczajając na nowo oczy do Hogwarckich korytarzy. Hogwart został wybudowany bardzo dawno temu i szkoła-a właściwie zamczysko, przypominało te mugolskie budowle z czasów średniowiecza jednakże było znacznie bardziej od nich interesujące. Zostało urządzone w gotyckim stylu - krzyżowe sklepienie optycznie wydłużały korytarze, liczne kolumny i zdobienia nadawały przepychu temu miejscu sprawiając, że człowiek czuł się tutaj taki maleńki ale równocześnie bezpieczny- miejsce to zdawało się cię chronić od wszelkich niebezpieczeństw. Być może była to też kwestia ciepłej, rodzinnej atmosfery jaka otaczała to miejsce. Nie czułam się tutaj zagrożona, mimo iż Puchoni nie cieszyli się tutaj najlepszą opinię.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę gdy nagle ludzie zaczęli znikać z korytarza i okazało się, że wybiła dziewiętnasta. Razem z Hayley wróciłyśmy do Wielkiej Sali i zasiadłyśmy przy swoich stołach, czekając na ceremonię przydziału.
- Witajcie! - mężczyzna stojący na podwyższeniu w ciemnozielonej szacie rozłożył ręce i uśmiechnął się do grupki przestraszonych pierwszaków, czekających na przydział. Jego ciemne tęczówki w kolorze gorzkiej czekolady lustrowały z zaciekawieniem dzieciaki, mimo to uśmiech nie schodził z jego twarzy. Oparłam łokcie na stole i czekając na koniec monologu dyrektora przypatrywałam się sali. Tradycyjnie już pod przezroczystym sufitem lewitowało tysiące świec, których drobne płomyczki zdawały się chcieć przegonić pochmurne niebo. W Wielkiej Sali panowała przyjemna atmosfera, ognie w pochodniach rzucały cienie na siedzących przy stołach uczniów oraz nauczycieli, dając nam przy okazji upragnione ciepło. Wszyscy byli podekscytowani i przede wszystkim głodni. Widziałam to w ich skwaszonych minach, gdy mowa dyrektora przedłużała się i przedłużała. Sama również miałam ochotę coś zjeść jednak bardziej interesował mnie przydział. Zastanawiałam się dokąd trafi Abigail, którą udało mi się cudem wyłowić wzrokiem z tłumu. Dyrektor zawsze miał manię prowadzenia długich monologów zarówno przed jak i po rozpoczęciu. Nie wiem czemu, chyba po prostu lubił dużo mówić. W końcu po chwili skończył, a wicedyrektorka chwyciła pergamin. No nareszcie. Zaczęła odczytywać nazwiska, a młodzi po kolei podchodzili do Tiary spoczywającej na krzesełku. Widząc ich podekscytowanie moje myśli niespodziewanie powędrowały do mojego pierwszego dnia w szkole. Doskonale pamiętam swoją ceremonię i moją złudną nadzieję, że trafię do Gryffindoru, a potem gorzkie rozczarowanie. I łzy. Och, jak ja płakałam! Beczałam i beczałam, nie mogli mnie uspokoić. Jeszcze przy stole inni Puchoni nadal musieli mnie pocieszać i obiecywać, że Hufflepuff to bardzo fajne miejsce i na pewno szybko znajdę tutaj przyjaciół. Okropność! To była najbardziej żenująca chwila w moim życiu. Czując, że się czerwienie ponownie skupiłam się na przydziale, czekając cierpliwie na kolej Abi. W międzyczasie oglądając ceremonię rozpoznałam dziewczynkę o jasnych włosach spiętych w warkocz. To ta mała z peronu. Tiara przydzieliła ją i jej brata do Hufflepuffu. Przy naszym stole rozległy się gromkie brawa i dzieciaki chwilę potem siedziały już przy nas, zaledwie parę siedzeń przede mną. Następne dzieci kolejno trafiały do Gryffindoru, Ravenclawu i Slytherinu. Dopiero przy literze ,,P" przed Prewett dostaliśmy do domu jeszcze jednego Puchona. Ku uciesze Ślizgonów, którzy nie omieszkali posyłać nam złośliwych uśmiechów, które staraliśmy się ignorować. W końcu wyczytali Abigail i ruszyła na podest. Spojrzałam na Hayley, która z napięciem oglądała siostrę. Tiara zasłoniła dziewczynce pół twarzy, a potem mrucząc coś do siebie krzyknęła radośnie ,,Gryffindor" i Abigail z rumieńcami na twarzy rzuciła się do stołu Gryfonów. Obejrzałam się na Hayley, której twarz zrobiła się natychmiast czerwona. Widząc, że się w nią wpatruje wzruszyła ramionami, starając się pokazać, że ,,ma to gdzieś" ale wiedziałam, że bardzo się wkurzyła. Jest jedyną osobą ze swojej rodziny, która trafiła do Slytherinu. Zawsze ją to irytowało.
- No dobrze, skoro ceremonię mamy już za sobą, proponuję uczcić nowy rok kolacją - na scenie znowu pojawił się Albert, a wśród uczniów dało się usłyszeć podekscytowane szepty- lecz zanim to nastąpi chciałbym coś jeszcze ogłosić.
- No nie, znowu?- mruknęłam gdy poczułam kuksańca w bok. Spojrzałam na siedzącą obok Dominique - co?
- Ej, gdzie jest Owis? I kto to jest? - zapytała, a ja zmarszczyłam brwi.
- Jak to ,,gdzie"? A nie ma go... - spojrzałam na stół nauczycielski, gdzie powinien siedzieć nasz nauczyciel, lecz w ogóle go tam nie dostrzegłam. Jak mogło mi to wcześniej umknąć?
- Nie mam pojęcia - wyszeptałam. Owis czasami spóźniał się na ceremonię rozpoczęcia i nie byłoby w tym nic dziwnego, że go nie ma gdyby nie to, że jego miejsce zajęła jakaś kobieta. Smukła, o jasnych oczach i długich blond włosach ułożonych w koronę na głowie zajmowała miejsce przy stole, tuż obok naszego dyrektora.
- Profesor Owis opuścił nasze skromne grono.
Parsknęłam śmiechem.
- I co ona na to?
- Rozpłakała się.
Słysząc to ponownie zaczęłam się śmiać, a Hayley poszła w moje ślady. Rozmawiałyśmy chwilę, stojąc przy schodach prowadzących na dół, do lochów Ślizgonów. Opierałam się o poręcz i rozglądałam się, przyzwyczajając na nowo oczy do Hogwarckich korytarzy. Hogwart został wybudowany bardzo dawno temu i szkoła-a właściwie zamczysko, przypominało te mugolskie budowle z czasów średniowiecza jednakże było znacznie bardziej od nich interesujące. Zostało urządzone w gotyckim stylu - krzyżowe sklepienie optycznie wydłużały korytarze, liczne kolumny i zdobienia nadawały przepychu temu miejscu sprawiając, że człowiek czuł się tutaj taki maleńki ale równocześnie bezpieczny- miejsce to zdawało się cię chronić od wszelkich niebezpieczeństw. Być może była to też kwestia ciepłej, rodzinnej atmosfery jaka otaczała to miejsce. Nie czułam się tutaj zagrożona, mimo iż Puchoni nie cieszyli się tutaj najlepszą opinię.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę gdy nagle ludzie zaczęli znikać z korytarza i okazało się, że wybiła dziewiętnasta. Razem z Hayley wróciłyśmy do Wielkiej Sali i zasiadłyśmy przy swoich stołach, czekając na ceremonię przydziału.
- Witajcie! - mężczyzna stojący na podwyższeniu w ciemnozielonej szacie rozłożył ręce i uśmiechnął się do grupki przestraszonych pierwszaków, czekających na przydział. Jego ciemne tęczówki w kolorze gorzkiej czekolady lustrowały z zaciekawieniem dzieciaki, mimo to uśmiech nie schodził z jego twarzy. Oparłam łokcie na stole i czekając na koniec monologu dyrektora przypatrywałam się sali. Tradycyjnie już pod przezroczystym sufitem lewitowało tysiące świec, których drobne płomyczki zdawały się chcieć przegonić pochmurne niebo. W Wielkiej Sali panowała przyjemna atmosfera, ognie w pochodniach rzucały cienie na siedzących przy stołach uczniów oraz nauczycieli, dając nam przy okazji upragnione ciepło. Wszyscy byli podekscytowani i przede wszystkim głodni. Widziałam to w ich skwaszonych minach, gdy mowa dyrektora przedłużała się i przedłużała. Sama również miałam ochotę coś zjeść jednak bardziej interesował mnie przydział. Zastanawiałam się dokąd trafi Abigail, którą udało mi się cudem wyłowić wzrokiem z tłumu. Dyrektor zawsze miał manię prowadzenia długich monologów zarówno przed jak i po rozpoczęciu. Nie wiem czemu, chyba po prostu lubił dużo mówić. W końcu po chwili skończył, a wicedyrektorka chwyciła pergamin. No nareszcie. Zaczęła odczytywać nazwiska, a młodzi po kolei podchodzili do Tiary spoczywającej na krzesełku. Widząc ich podekscytowanie moje myśli niespodziewanie powędrowały do mojego pierwszego dnia w szkole. Doskonale pamiętam swoją ceremonię i moją złudną nadzieję, że trafię do Gryffindoru, a potem gorzkie rozczarowanie. I łzy. Och, jak ja płakałam! Beczałam i beczałam, nie mogli mnie uspokoić. Jeszcze przy stole inni Puchoni nadal musieli mnie pocieszać i obiecywać, że Hufflepuff to bardzo fajne miejsce i na pewno szybko znajdę tutaj przyjaciół. Okropność! To była najbardziej żenująca chwila w moim życiu. Czując, że się czerwienie ponownie skupiłam się na przydziale, czekając cierpliwie na kolej Abi. W międzyczasie oglądając ceremonię rozpoznałam dziewczynkę o jasnych włosach spiętych w warkocz. To ta mała z peronu. Tiara przydzieliła ją i jej brata do Hufflepuffu. Przy naszym stole rozległy się gromkie brawa i dzieciaki chwilę potem siedziały już przy nas, zaledwie parę siedzeń przede mną. Następne dzieci kolejno trafiały do Gryffindoru, Ravenclawu i Slytherinu. Dopiero przy literze ,,P" przed Prewett dostaliśmy do domu jeszcze jednego Puchona. Ku uciesze Ślizgonów, którzy nie omieszkali posyłać nam złośliwych uśmiechów, które staraliśmy się ignorować. W końcu wyczytali Abigail i ruszyła na podest. Spojrzałam na Hayley, która z napięciem oglądała siostrę. Tiara zasłoniła dziewczynce pół twarzy, a potem mrucząc coś do siebie krzyknęła radośnie ,,Gryffindor" i Abigail z rumieńcami na twarzy rzuciła się do stołu Gryfonów. Obejrzałam się na Hayley, której twarz zrobiła się natychmiast czerwona. Widząc, że się w nią wpatruje wzruszyła ramionami, starając się pokazać, że ,,ma to gdzieś" ale wiedziałam, że bardzo się wkurzyła. Jest jedyną osobą ze swojej rodziny, która trafiła do Slytherinu. Zawsze ją to irytowało.
- No dobrze, skoro ceremonię mamy już za sobą, proponuję uczcić nowy rok kolacją - na scenie znowu pojawił się Albert, a wśród uczniów dało się usłyszeć podekscytowane szepty- lecz zanim to nastąpi chciałbym coś jeszcze ogłosić.
- No nie, znowu?- mruknęłam gdy poczułam kuksańca w bok. Spojrzałam na siedzącą obok Dominique - co?
- Ej, gdzie jest Owis? I kto to jest? - zapytała, a ja zmarszczyłam brwi.
- Jak to ,,gdzie"? A nie ma go... - spojrzałam na stół nauczycielski, gdzie powinien siedzieć nasz nauczyciel, lecz w ogóle go tam nie dostrzegłam. Jak mogło mi to wcześniej umknąć?
- Nie mam pojęcia - wyszeptałam. Owis czasami spóźniał się na ceremonię rozpoczęcia i nie byłoby w tym nic dziwnego, że go nie ma gdyby nie to, że jego miejsce zajęła jakaś kobieta. Smukła, o jasnych oczach i długich blond włosach ułożonych w koronę na głowie zajmowała miejsce przy stole, tuż obok naszego dyrektora.
- Profesor Owis opuścił nasze skromne grono.
W sali zapanowała nagle idealna cisza. Jak to ,,opuścił"?
- Umarł ? - szepnął ktoś ze Slytherinu, a paru Ślizgonów zarechotało.
- Nie, Angusie nie umarł - powiedział Albert, kręcąc głową - opuścił szkołę ponieważ przyjął posadę w Beauxbatons. Z tego powodu w tym roku jego stanowisko przejmie nowy nauczyciel, a właściwie nauczycielka - Aleksandra Kos.
- Nie, Angusie nie umarł - powiedział Albert, kręcąc głową - opuścił szkołę ponieważ przyjął posadę w Beauxbatons. Z tego powodu w tym roku jego stanowisko przejmie nowy nauczyciel, a właściwie nauczycielka - Aleksandra Kos.
W tym momencie kobieta wstała, a jej szaroniebieska, błyszcząca szata zaszeleściła. Dopiero wtedy zobaczyłam jak wysoką osobą jest. Przewyższała dyrektora o głowę, a do najniższych to on nie należał. Z trudem powstrzymałam uśmiech na twarzy, gdy do głowy przyszła mi myśl, że mogłaby być narzeczoną Hagrida. Oczywiście, nie była aż tak wysoka jak on ale w porównaniu do innych nauczycieli zdecydowanie górowała budową. Kobieta najwidoczniej chciała zabrać głos, bo otworzyła usta ale nie było dane jej to zrobić ponieważ po sali nagle rozniósł się huk. Drgnęłam i obejrzałam się w stronę domu Gryfa skąd on dochodził. Dostrzegłam rudą czuprynę, która zniknęła pod stołem, a po chwili w górę poszybowało kilkanaście sztucznych ogni, które zatrzymując się tuż pod sklepieniem wybuchały, wyrzucając z siebie tysiące iskier. Uczniowie zamarli, nie wiedząc co się dzieje. Sam dyrektor zmarszczył brwi, a twarz stojącej obok niego profesor Kos stężała.
Rozpoczęło się istne szaleństwo.
Tysiące fajerwerków w kolorach tęczy przelatywało nad naszymi głowami tylko po to by zatrzymać się tuż pod sklepieniem i wybuchnąć, przyjmując finezyjne kształty. Uczniowie, na początku zdezorientowani teraz z olbrzymim zainteresowaniem oglądali przedstawienie. Pokazywali sobie palcami lecące ognie lub chowali głowy pod stoły, gdy te zaledwie o kilka cali przelatywały obok nich. Rozglądałam się dookoła, nie wiedząc na co patrzeć. W sali huczało od wybuchów, a szare kłęby dymu opadały powoli na nasze głowy. Dyrektor wpatrywał się w tę feerię sztucznych ogni z otwartymi ustami. Kos stała, a po jej minie trudno było się domyślić czy przedstawienie jej się podoba, czy nie. Reszta grona pedagogicznego obserwowała ten pokaz w milczeniu, aczkolwiek po ich twarzach widziałam, że im się to podoba. W pewnym momencie ogarnęło mnie dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwuje więc jakby instynktownie obróciłam głowę w stronę stołu Gryffindorów. Przeczucie mnie nie zawiodło - Arthur Weasley umazany sadzą szczerzył zęby, a potem usiłował mi coś powiedzieć, lecz hałas na sali mu to uniemożliwiał. Więc to była ta niespodzianka o której mówił!
Kiwnęłam głową z uznaniem, a potem omal nie spadłam z ławki, gdy jeden z ogni niespodziewanie zmienił swój tor lotu i prawie nie rozbił się o moją głowę. Przeleciał z głośnym świstem obok mojego ucha i wybuchł tuż nad naszym stołem, a iskry utworzyły złoty napis ,,Hufflepuff". Podniosłam się i zobaczyłam, że u Ślizgonów, Gryfonów i Krukonów stało się to samo, nad ich stołami również unosiły się napisy, lecz z nazwami ich domów. Po chwili iskry zniknęły, a nad naszymi głowami pojawiła się sylwetka Carola Owisa, który w swojej grubej szacie spacerował w powietrzu i wymachiwał groźnie różdżką. Iskry, jakie sypały się z jego ciała tworzyły napisy, które skierowane były do wszystkich domów które uczył.
,, 5 punktów dla Ravenclawu!"
,, Arthur! Co to za bzdury znowu! -10 dla Gryffindoru!"
,, Arthur! Co to za bzdury znowu! -10 dla Gryffindoru!"
,, Brawo Dominique, Hufflepuff dostaje kolejne 5 punktów"
,, Ślizgoni, pożegnajcie się z 10 punktami dla swojego domu"
Miny Owisa i jego groźby wywoływały głośne salwy śmiechu. Po chwili postać nauczyciela zniknęła, wybuchając i pozostawiając po sobie chmurę dymu. Gdy opadł, na sali zapanowała cisza.
Dyrektor spojrzał na Gryfonów, którzy wywołali to zamieszanie i kazał im wstać. Arthur i jego koledzy tak też postąpili. Mieli nietęgie miny, obawiając się gniewu dyrektora, którego twarz nie wyrażała teraz żadnych emocji. Jedynie Weasley niczym się nie przejmował i nadal szczerzył zęby.
Albert pokręcił głową, a potem spojrzał na stojącą obok niego nauczycielkę.
- Aleksandro...
Kobieta spojrzała na niego.
- Witamy w Hogwarcie.
- Witamy w Hogwarcie.
Zaczął klaskać, a wszystkie domy i nauczyciele dołączyli do niego. Część z nas nawet wstała (w tym także i ja). Spojrzałam na Arthura, który skłonił się i podchwycił moje spojrzenie. Jego jasne oczy lśniły dziwnym blaskiem, a ja uśmiechnęłam się szeroko, klaszcząc coraz mocniej.
Ten rok zapowiadał się na naprawdę wybuchowy.
~*~*~*~*~
Ufff nareszcie skończyłam! Rany ale jakoś trudno było mi dokończyć ten rozdział ;P
Dziękuję za bardzo miłe komentarze, cieszę się, że kogoś zainteresowałam. Ten rozdział jest taki średni ale w końcu dopiero się rozkręcam.
Przepraszam za błędy, jest późno i mózg mi już nie pracuje, więc w razie czego po prostu przymknijcie na nie oko ;)Dziękuję za uwagę.
Pozdrawiam, Alex.
Super, że piszesz o kimś zupełnie nowym z tego pokolenia, nietypowe ;) Przyznam, że całkiem przyjemnie się czyta to przekomarzanie dziewczyn i teksty o wyrywaniu Arthura Weasley'a. Mam wrażenie, że ta nowa nauczycielka Aleksandra ( plus dla ciebie, za wybór pięknego imienia xd) doda swoje trzy grosze do tej historii. Prosiłabym, żebyś mnie informowała, i zapraszam do siebie może ci się spodoba malfoy-issue.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i piękny szablon ;)
Hahaha, chcę żeby Arthur był moim mężem <3 Chociaż niekoniecznie chciałabym, aby robił mi takie wybuchowe niespodzianki ;D
OdpowiedzUsuńCzytałam komentarze w poprzednim rozdziale i zgadzam się z tym, że powinnaś zmienić przeźroczystość, a jeśli nie wiesz jak, to zaraz Ci wytłumaczę :)
Wchodzisz w szablon->dostosuj->zaawansowane->dodaj arkusz CSS->.post {opacity: 0.7;}. 0,7 to uniwersalna liczba ;P a tak na poważnie, to mam taką samą, więc możesz zobaczyć, jak to wygląda.
Pozdrawiam!
@Camille Blue
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 z chęcią odwiedzę bloga i będę oczywiście informować.
Oo, jesteś moim pierwszym obserwatorem! Ekstra! :p
Również pozdrawiam!
@the last one.
+10 dla Slytherinu! xD
Kurczę, życie mi ratujesz! Dziękuję za pomoc, poprawiłam i wydaje mi się, że faktycznie jest teraz lepiej. Jeszcze raz dziękuję za pomoc, szczerze jestem strasznym informatycznym ,,mugolem" :D
Pozdrawiam!
Dziękuję za komentarz na moim blogu.
OdpowiedzUsuńAle mi poprawiłaś humor. Wracam o 20 wkurzona do domu i wchodzę na komputer. Jak tylko przeczytałam informację o nowym rozdziale to od razu tutaj weszłam.
Cały czas śmiałam się czytając to, co napisałaś. To jest świetne! Wychwyciłam chyba tylko jedną literówkę, ale nie ważne.
Ile bym dała żeby pisać taj jak ty... te opisy i styl...
Strasznie ci zazdroszczę!
ps: czyżby naszemu gryfonowi wpadła w oko Leslie?
Pozdrawiam :)
Przepraszam, że komentuję tak późno, ale kilka dni byłam poza domem, z ograniczonym dostępem do internetu (dramat!;p)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem rozdział wcale nie jest średni - wręcz odwrotnie, jest świetny :D
Bardzo spodobał mi się motyw z fajerwerkami, opisałaś je w taki sposób, że wszystko widziałam oczami wyobraźni :)
No i ta wymiana spojrzeń z Arthurem <3
@Memory
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mój komentarz poprawił Ci humor :p ojej dziękuję za te słowa <3 kiedy czytam, że komuś podoba się to co piszę od razu na sercu robi się cieplej!
P.S
Nie potwierdzam, nie zaprzeczam ^^
Pozdrawiam!
@EternalDreamer
Dzień bez internetu o.o - KOSZMAR ;p
Dziękuję <3 właśnie obawiałam się tej sceny. Chciałam ją jak najlepiej opisać i jeśli mi wyszło to się bardzo cieszę.
A ta wymiana spojrzeń z Arthurem- na początku miało jej nie być ale... Jakoś tak ,,łyso" by wyglądało wtedy zakończenie więc ją dałam :p
Na tego bloga trafiłam przez przypadek i zawsze go odkładałam na później, bo brak czasu etc. Jednak dzisiaj znalazłam dłuższą chwilkę czasu i nadrobiłam ostatnią notkę i powiem, że historia jest naprawdę dobra.
OdpowiedzUsuńPostać Leslie jest dość intrygująca. Niby z jednej strony skromna i spokojna, ale z drugiej pokazująca swoje zainteresowanie Arthurem. I powiem ci, że Arthur jest naprawdę fantastycznym bohaterem - za każdym razem pokazuje się z zupełnie innej strony.
Przechodząc tym miłym akcentem do ostatniego rozdziału - wyszedł naprawdę długi i treściwy odcinek. Nie spodziewałam się, że koleżanki naszej głównej bohaterki tak szybko podchwycą temat "Arthur" :D Mimo wszystko coś tak czuję, że one Leslie będą męczyć i ciągnąć ten temat w pokoju nie raz i nie dwa razy.
Zastanawia mnie czy ta cała Alexandra to nie jest tą samą osobą, co dyrektora z Francji w przypadku odbywania się Turnieju Trójmagicznego... Ale mimo wszystko oryginalny pomysł z nową nauczycielką.
No i ten pomysł z fajerwerkami to po prostu genialny. Trzeba być naprawdę dobrym z zaklęć, żeby wymyślić coś takiego :D
Znalazłam kilka błędów:
1. "Urażona, prawie wcale nie odzywałam się przez resztę podróży czekając aż nasz powóz nie dojedzie do Hogwartu ." -> Jak na moje oko powinno być "dojedzie do Hogwartu", bo dając słowo "nie" to tak jakbyś nie chciała, żeby ten powóz dojechał. No i nie ma spacji przed kropką.
2. "Jego potężne wieże stały dumne i wielkie tuż nad naszymi głowami(...)" -> zmień ze słowa "dumne" na "dumnie".
3. Zauważyłam, że przed słowem "a" lub "bo" nie stawiasz przecinka. Tam "zawsze" musi być przecinek.
4. Kiedy używamy sformułowań typu: mimo że, mimo iż, chyba że, dlatego że etc. stawiamy jedynie przecinek "przed" tym wyrażeniem. A przed słowem "że" przecinka nie stawiamy. Nie są to jedynie sformułowania z wyrazem "że", ale istnieje ich spora ilość.
Reasumując powiem, że historia mi się podoba, mimo że pierwszoosobówka jest dla mnie troszkę płaska. Jednak poza tymi malutkimi błędami jestem naprawdę z Ciebie dumna, że zdecydowałaś się pisać o innym domu niż Gryffindor czy Slytherin :)
Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś za wytknięcie tych błędów. Staraj się przed publikacją przeczytać odcinek, a może ominiesz błędy.
Czy możesz podać mi swoje gg czy inny rodzaj kontaktu z tobą? Bloga nie prowadzę, więc taka forma informowania mnie o nowych odcinkach odpada.
Życzę dużo weny i mnóstwa pomysłów na tą historię :)
Czekam na nowy.
Na wstępie cieszę się, że wskazałaś mi błędy. Piszę to całkiem serio. Konstruktywna krytyka jest czymś, co zawsze bardzo cenię.
OdpowiedzUsuń* Oj będą ją o to męczyć, jej koleżanki to bardzo upierdliwe osoby :p
* Nie, Alexandra nie ma nic wspólnego z Francją ani z tamtejszą szkołą.
Przyznam, że mam ogromny problem z interpunkcją stąd tyle byków xD postaram się następnym razem dokładniej sprawdzić tekst i upewnić się, że dobrze stawiam przecinki:p
Co do kontaktu- oczywiście, oto moje gg:
45541800
Dziękuję i pozdrawiam :)
okropnie przyciągnął mnie adres bloga. serio, zachęcił, bo o Puchonach zazwyczaj jest niewiele tworów. Głównie Gryfroni, Ślizgoni i rzadziej Krukoni, a Puchoni... więc cieszę się, ze tu wpadłam, choć szablon mnie lekko zniechęcił. Mocno daje po oczach a treść nie do końca jest czytelna, no ale, ja zawsze kopiuję do Worda, więc w sumie nie ma problemu.
OdpowiedzUsuńArtur jest wspaniały. a wybuchowe niespodzianki są w cenie. uwielbiam go i z przyjemnością poczytam o nim więcej :)
pozdrawiam a jeśli masz ochotę to zapraszam również do mnei na: http://cienkie-granice.blogspot.com/
Kurczę, wszyscy narzekają na szablon więc coś musi w tym być : (
Usuńzłożyłam zamówienie do szabloniarki, która go robiła. Może zainteresuje się moim blogiem i zrobi mi szablon a jak nie... To coś wymyślę xD
Naprawdę przyciągnęła Cię nazwa bloga? To super, bo czasami myślałam, że to adres zniechęca właśnie innych do wchodzenia na bloga. W końcu większość osób nie lubi Puchonów. Niestety, nie jestem najlepsza w wymyślaniu adresów więc tylko ten przyszedł mi do głowy ;p
Pozdrawiam i oczywiście odwiedzę bloga (;
to fakt, że ludzie nie przepadają za Puchonami oczywiście z braku konkretnego powodu, ale z własnego doświadczenia wiem, że jest też wielu, którzy szukają ff potterowskich właśnie o tej tematyce :)
UsuńZapraszam na 7 rozdział na malfoy-issue.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam nic Potterowskiego, a w każdym razie nic co by było utrzymane w tym klimacie. Ładnie piszesz, a fakt, ze nie muszę nadrabiać miliarda rozdziałów tylko zachęca.
OdpowiedzUsuńTylko przez szablon trudno się czyta, jest trochę za bardzo przezroczysty :<
puchoni ftw, nigdy nie rozumiałam, czemu nie lubi się tych uroczych ciamajd <33
http://szelest-chmur.blogspot.com jeśli amsz ochotę.
Strasznie mi się spodobał szablon. W zasadzie to muszę przyznać, że on mnie tu podstępem zaciągnął ;d
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam opowiadań o Puchonach i ogólnie o nowym pokoleniu. Ale ostatnio przekonuję się do tej tematyki.
Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba. Nawet oczy mnie bolą, bo siedziałam i czytałam mając głowę kilka centymetrów od monitora.
Artur strasznie mi się podoba, wydaje się taki.. no fajny..
A główna bohaterka, o dziwo czuję się troszkę do niej podobna, co sprawia, że jeszcze bardziej jestem ciekawa jej losów.
Co do Hufflepuffu, nigdy nie przepadałam za tym domem. No bo wiadomo.. nic specjalnego, jak sama Tiara zaśpiewała, Hufflepuff uczy całą resztę, której nie wzięły pozostałe domy. No ale, twoje opowiadanie zaczyna mnie troszkę przekonywać do tego domu ;)
Miałam coś jeszcze napisać, ale coś szwankuje mi pamięć.
No cóż, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział <3
[potterowski-sposob-podrywu.blogspot.com] [szept-wiatru.blogspot.com]
Serdecznie zapraszam na drugi rozdział mojego opowiadania. Jego opublikowanie trochę się opóźniło.
OdpowiedzUsuńP.S.
Widzę, że zmieniłaś szablon! Bardzo ładny.
[prawdziwy-diament.blogspot.com]
Ale genialnie piszesz! Strasznie mi się podoba. Zapowiada się bardzo ciekawie, a twój styl pisania jest świetny. Jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://fanfiction-hp-cynthia-jones.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)
dot